Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nadinspektor miał istotnie pewne kwalifikacje odpowiadające swemu stanowisku. Nagle ocknęła się w nim podejrzliwość. Bezstronność każe przyznać, że łatwo było obudzić jego nieufność do metod policji, jeśli nie chodziło o oddział na wpół wojskowy i przez niego zorganizowany. Podejrzliwość drzemała w nim czasem po prostu ze zmęczenia, ale zawsze miała jedno oko otwarte. Nadinspektor oceniał dość średnio gorliwość i zdolności Heata, a to wykluczało wszelkie doń zaufanie.
— On coś knuje — wykrzyknął w duchu i z miejsca się rozgniewał. Podszedłszy do biurka gwałtownymi krokami, rzucił się na fotel. — Grzęznę tu w tym śmietnisku papierów — rozmyślał z bezpodstawną złością — ludziom się zdaje że trzymam w ręku wszystkie nici, tymczasem trzymam tylko to co mi tamci wetkną do ręki i nic więcej. A drugie końce nici mogą umieścić gdzie im się żywnie podoba.
Podniósł głowę i zwrócił ku swemu urzędnikowi długą, chudą twarz o wydatnych rysach energicznego Don Kichota.
— No, co tam pan ma w zanadrzu?
Heat utkwił wzrok w zwierzchniku. Patrzył bez mrugnięcia okrągłymi, nieruchomymi oczyma, jak zwykł był patrzeć na różnych członków warstwy przestępczej, gdy mimo wielokrotnych ostrzeżeń składali zeznania w tonie urażonej niewinności, albo fałszywej prostoty, albo niechętnej rezygnacji. Ale za tym kamiennym, zawodowym wzrokiem kryło się zdziwienie, bo komisarz Heat, prawa ręka swego wydziału, nie był przyzwyczajony aby zwracano się doń podobnym tonem, łączącym harmonijnie wzgardę z niecierpliwością. Zaczął mówić, przewlekając wy-