Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dalszych szczegółów co do wyglądu obu mężczyzn, a przejrzenie odebranych biletów wskazało od razu, skąd tego ranka przybyli. To była rzecz zasadnicza, nie zaniedbano jej z pewnością. Więc też komisarz odrzekł, że wszystko to załatwiono zaraz po złożeniu zeznań przez staruszkę. Wymienił nazwę stacji:
— Stamtąd właśnie przyjechali — ciągnął dalej.
— Urzędnik, który odbierał bilety w Maze Hill, pamięta, że opuściło peron dwóch ludzi podobnych z wyglądu do poszukiwanych. Miał wrażenie, że to są porządni rzemieślnicy wyższej kategorii — malarze szyldów lub malarze pokojowi. Człowiek tęgi wysiadł tyłem z przedziału trzeciej klasy, trzymając w ręku jasną blaszankę. Na peronie wręczył ją młodemu blondynowi, który wysiadł za nim. Wszystko zgadza się dokładnie z tym co staruszka mówiła policjantowi w Greenwich.
Nadinspektor, ciągle zwrócony ku oknu, wyraził powątpiewanie, aby ci dwaj ludzie mieli coś wspólnego z zamachem. Cała hipoteza została zbudowana na zeznaniach starej posługaczki, której śpieszący się człowiek o mało co nie przewrócił. Nie było to źródło pewne, chyba że na staruszkę zstąpiło nagle natchnienie, co przecież trudno przypuszczać.
— Niechże pan powie szczerze, czyżby naprawdę dostąpiła natchnienia? — zapytał nadinspektor z ironiczną powagą, stojąc wciąż tyłem do pokoju, jakby go urzekł olbrzymi zarys miasta na wpół zagubionego wśród nocy. Nie odwrócił się nawet gdy usłyszał słowo „...opatrznościowy...“, wypowiedziane przez najwybitniejszego ze swych podwładnych — urzędnika o nazwisku pojawiającym się czasem w gazetach i znanym szerokiej publiczności jako nazwisko jednego