Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż w tem złego? Czy miałam się kłócić z biednym staruszkiem? Łatwiej mi było samej nawpół w to uwierzyć.
— Tak, tak — rozmyślał, pojmując w lot o co jej chodzi. — Widzi mi się, że stary umiał jakoś do pani trafić przyjemnemi słówkami. Pani ma miękkie serce.
Podniosła ręce w ciemności nerwowym ruchem:
— I przecież to mogła być prawda. To była prawda. A teraz to się stało. I oto jest. Przyszło to jutro, na któreśmy czekali.
Odetchnęła głęboko, a on rzekł dobrodusznie:
— Aha, tylko że drzwi są zamknięte. Byłoby mi wszystko jedno, ale… I pani myśli, że możnaby go doprowadzić do tego żeby mnie poznał… co? Co pani mówi?… Mogłaby pani to zrobić? W tydzień, pani powiada? Hm, pewnie że paniby potrafiła — ale czy pani myśli, że mógłbym wytrzymać cały tydzień w tej zatraconej dziurze? Nigdy w życiu! Mnie trzeba albo ciężkiej pracy, albo hecy co się nazywa, albo więcej przestrzeni niż znajdzie się w całej Anglji. Byłem już raz w tem miejscu i siedziałem więcej niż tydzień. Stary poszukiwał mnie wtedy przez gazety, i koledze, który był ze mną, przyszło na myśl, żeby wyciągnąć ze starego parę gwinei — no i napisał do niego list pełen strasznych bredni. Ale kawał się nie udał. Musieliśmy wiać — i to czemprędzej. A teraz znów kolega jeden czeka na mnie w Londynie, i w dodatku…
Bessie Carvil oddychała szybko.
— Gdybym tak spróbował zastukać? — zapytał.
— Niech pan spróbuje — odrzekła.
Furtka kapitana Hagberda skrzypnęła; cień jego syna ruszył naprzód, potem zatrzymał się znowu; roz-