Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nonszalancji, jak ostrożny stary karp w stawie; otóż to coś jeszcze nigdy nie znalazło się tak blisko powierzchni. Pobudził wyraźnie moje zainteresowanie. Nie byłbym w stanie powiedzieć, czego się spodziewałem, lecz w żadnym razie nie spodziewałem się idjotycznych wypadków, które spadły na mnie już nazajutrz o samym świcie.
Pamiętam tylko, iż owego wieczoru zachowanie Falka było tak znaczące, że po jego ucieczce wyraziłem głośno ciekawość, o co właściwie mu chodzi. Na to Hermann odrzekł, zakładając z rozmachem nogę na nogę, przyczem ze złością odwrócił się ode mnie na krześle:
— Ten drab sam nie wie o co mu chodzi.
Powyższa uwaga nie była pozbawiona wnikliwości. Nie odpowiedziałem nic, a on dodał, wciąż odwrócony:
— Takusieńki był i zeszłego roku, gdyśmy tu stali.
Kłąb tytoniowego dymu obwinął mu głowę, jak gdyby jego zniecierpliwienie wybuchło nakształt prochu.
Przez chwilę chciałem zapytać go prosto z mostu, czy nie wie przynajmniej dlaczego Falk, znany odludek, odwiedza jego statek tak pilnie. Przyszło mi nagle na myśl, że to jest jednak rzecz niezmiernie dziwna. Ciekaw jestem, coby Hermann był wówczas odpowiedział. Tymczasem stało się tak, że nie dopuścił do tego pytania. Zapominając najwidoczniej o Falku, zaczął monologować o swoich planach na przyszłość: o sprzedaży okrętu, o powrocie do kraju, i wpadając w nastrój pełen rozwagi i przezorności, mruczał przez zęby o kosztach wśród miarowych wytrysków dymu. Konieczność wydatku na podróż całego swego ple-