Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/046

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mienia zdawała się go nurtować w sposób tembardziej uderzający, że skądinąd żadnych przejawów skąpstwa nie zdradzał. A jednak rozwodził się markotnie nad perspektywą tej jazdy parowcem do kraju, jak zadomowiony kupiec korzenny, który postanowił wyruszyć na zwiedzenie świata. Przypuszczam że był z natury oszczędny, jak większość jego współziomków, i zapewne stanowiło to dla niego zupełną nowość, że musiał płacić za podróż, która była normalnym trybem życia dla jego rodziny, a dla większości jej członków nawet od samej kolebki. Widziałem że żałował już z góry każdego szylinga, który będzie musiał wydać w tak idjotyczny sposób. Było to dosyć zabawne. Rozwodził się nad tem żałośnie, a potem znowu wzdychał z irytacją i wyrażał przypuszczenie, że niema na to żadnej rady; będzie musiał wziąć trzy bilety drugiej klasy — a tu jeszcze i za czworo dzieci przyjdzie zapłacić. Taki wielki jednorazowy wydatek. Kupa pieniędzy.
Siedziałem z nim, przysłuchując się (nie po raz pierwszy) tym zwierzeniom, póki nie ogarnęła mnie senność; wówczas pożegnałem go i wróciłem na pokład swego statku. O świcie obudził mię jazgot wrzaskliwych głosów, któremu towarzyszył wielki rozruch na wodzie i krótkie, naglące świsty parowej gwizdawki. Falk zjawił się po nas na holowniku.
Zacząłem się ubierać. Zastanowiło mię, że hałaśliwy odzew na moim statku i tupot nóg nad głową nagle ustały. Posłyszałem natomiast oddalone, gardłowe głosy, które zdawały się wyrażać zdumienie i rozdrażnienie. Potem doszedł mnie głos mego pomocnika, wyjący na odległość jakieś wymówki. Przyłączyły się do niego inne głosy, najwidoczniej oburzone; odpowie-