Strona:PL John Ruskin Gałązka dzikiej oliwy.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

będziecie myśleć z zadowoleniem i nabożeństwem, jak ładnie wyglądają! Tak jest istotnie: kochacie je serdecznie i lubicie zatykać piórka w ich kapelusze. To bardzo dobrze — to jest miłosierdzie; ale to miłosierdzie, zaczynające się w domu. Następnie ujrzycie biednego małego zamiatacza ulicy, który włożył — to jego strój niedzielny — najbrudniejsze łachmany, jakie posiada, aby módz lepiej żebrać; dacie mu kilka groszy, i pomyślicie, jacyście dobrzy. To miłosierdzie po za domem, ale cóż powie sprawiedliwość, idąca obok was i strzegąca was? Chrześcijańska sprawiedliwość była dziwnie jakoś niema i pozornie ślepa, a jeżeli nie ślepa, to oddawna zgrzybiała, jednakże ciągle prowadzi swoje rachunki — stale — załatwiając je wieczorami bardzo troskliwie, zdjąwszy opaskę i nałożywszy najsilniejsze okulary (to jedyny nowoczesny wynalazek, o który się troszczy). Musicie przyłożyć ucha blizko do jej ust, aby usłyszeć jej mowę; poczem zdziwicie się, usłyszawszy jej pierwszy szept, gdyż będą to napewno słowa: „Dlaczego ten mały zamiatacz ulicy nie miałby mieć tak samo piórka w kapeluszu, jak wasze dziecko?“ Spytacie wtedy sprawiedliwości ze zdziwieniem, „jak może być tak głupia, aby myśleć, że dzieci mogą zamiatać ulice z piórami na głowie?” Pochyliwszy się znów, usłyszycie głos sprawiedliwości mówiący — ciągle w swój nudny, głupi sposób: „Czemu co drugą niedzielę nie każesz swemu dziecku zamiatać ulicy i nie weżmiesz z sobą biedaka do kościoła w kapeluszu z piórkiem?“ Na litość (zawołacie), cóż ona jeszcze zechce wymyślić? Odpowiadacie oczywiście, że „nie czynicie tak, bo każdy powinien być zadowolony ze stanowiska,