Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/015

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Odziedziczyłeś nagle sto tysięcy liwrów, albo otrzymałeś nominacyę na prezesa paryskiego parlamentu? — pytał Danton.
— Wwwraacam z Wersalu. Uf, jakie gorąco, uuuduszę sssię...
— Siadaj, i odpocznij. Żonusiu, przynieś temu waryatowi szklankę limonady. Zgrzał się gorzej wyżła w polu za lisem.
Desmoulins, wysapawszy się, obtarłszy pot z czoła, mówił:
— Victoria! Pierwszy strzał już padł i król ustąpił.
Opowiadał z błyszczącemi oczyma, cały czerwony z radości, że kiedy szlachta i duchowieństwo nakryli dziś przy otwarciu obrad stanów Generalnych głowy wobec króla, na co im obyczaj kilku wieków pozwalał, uczynił to samo stan trzeci, do czego nie miał dotąd prawa, i że król, uszanowawszy odwagę i poczucie godności mieszczaństwa, zdjął kapelusz, składając w ten sposób hołd narodowi w osobie jego przedstawicieli.
— Stany uuuprzywilejowane pękały ze złości, a mieeeeszczaństwo tryumfuje.
Zdziwił się ogromnie, kiedy Danton, zamiast podzielić jego radość, odpowiedział:
— Gdyby się stan trzeci zachował w ten sposób wobec Ludwika XIV, lub któregokolwiek z dawniejszych królów, Ludwik XIV albo którykolwiek z dawniejszych królów był-