Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ksiądz de la Fare, biskup nancy’eński, za intonował O salutaris hostia, błogosławiąc zebranie monstrancyą. Grała na chórze kapela dworska, śpiewało duchowieństwo, obłoki wonnych kadzideł zakryły ołtarz. Ale nie wielu z wybrańców narodu korzyło się przed tajemnicą chrześcijaństwa, wzywało światła Ducha Świętego, modliło się wiernem sercem. Duchy Voltaire’a, Diderota, Lamettriego, d’Alemberta, Helvetiusa unosiły się nad „filozofami“, drwiąc z monstrancyi, śpiewów kościelnych i kadzideł. Tylko król i nieliczna gromadka posłów mieli odwagę uchylić publicznie czoła przed Bogiem, przyznać się wobec świadków do uczuć religijnych, narazić się na sceptyczne uśmiechy „oświeconych“.
Biskup de la Fare wstąpił na ambonę i mówił gorąco o znaczeniu religii w życiu jednostki i narodu, o odwiecznem przymierzu, jakie łączy człowieka z Bogiem, o moralności, spojonej nierozdzielnie z nauką Chrystusową.
Zanadto dobrze wychowani byli posłowie, by nie mieli wysłuchać cierpliwie napomnień kapłana, trzy czwarte jednak z pomiędzy nich odetchnęły z ulgą, gdy z kazalnicy spadło: Amen.
Innego Boga nauczyła ich filozofia XVIII stulecia. Tylko przed rozumem ludzkim korzyli się i od niego tylko spodziewali się natchnienia, nici Aryadny, która miała ich prze-