Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Na moją chorobę niema ziół w aptece, moja dobra Klaretto. Wyleczę się sama.
Rzekłszy to, podniosła się panna de Laval i zaczęła się ubierać.
— Kawaler de Craon przybył właśnie i chciałby złożyć pannie hrabiance uszanowanie — oznajmiła pokojowa.
— Kawaler niech czeka, aż będę ubrana. Powinien wiedzieć, że panny nie przyjmują podczas toalety.
Kawaler de Craon włożył na siebie najlepsze suknie, przyczepił do kieszeni dwa zegarki z brelokami i przypiął do klapy surduta lornetkę a do boku staroświecką szpadę z czasów Ludwika XIV, cały majątek, jaki posiadał. Jeszcze w nocy, wróciwszy z Clarac do domu szwagra, przeczytał sobie rozdział jakiegoś dzieła chemicznego, pół rozdziału broszurki ekonomicznej i przerzucił naprędce Contrat Social Rousseau’a.
Tak uzbrojony, gotów do podboju mądrej panny uczoną gadaniną, przybył do, Castelmoron. Nie bardzo mu było na rękę, że zamiast panny de Laval, przyjął go pan d’Escayrac, stary żołnierz, rządny gospodarz, którego nie można było wywieść w pole strzępami pozbieranej licho wie gdzie erudycyi. Wuj hrabianki był znany w okolicy, jako weredyk.