Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bo cóż podobało się jej w Gastonie? Że był przystojny? Znała urodziwszych od niego... Że był odważny? Szlachta francuska słynęła zawsze brawurą rycerską... Więc dla czego splotły się jej myśli z nim, jak wiotki powój oplata silny pień? Cały świat odmiennych pojęć, wyobrażeń, wierzeń, oddzielał ją, entuzyastkę wolności, od niego, rzecznika przesądów i zabobonów... Zamilknij, serce niemądre! W stuleciu rozumu, jasnych blasków oświecenia niema miejsca dla kaprysów serca.
— Wyrzucę go z serca, wypędzę z myśli, będę mu obcą, jak on mi jest obcym od wczoraj.
Kiedy tak postanowiła, uczuła dotkliwy ból. nagłego osamotnienia. Było jej, jak gdyby ktoś bardzo drogi jej sercu umarł. Zakrywszy głowę kołdrą, łkała zcicha.
Kilka razy wchodziła pokojowa do sypialni, widząc jednak, że się pani nie rusza, wychodziła na palcach, by nie płoszyć jej snu. Ale kiedy południe nadeszło, a dzwonek hrabianki nie odzywał się, postanowiła ją obudzić. Może nagle zasłabła...
— Panna hrabianka słaba? — odezwała się, nachylając się nad panią.
— Głowa mnie trochę boli.
— Lekarz jest właśnie w zamku, u dzieci kucharza. Jeżeli się pannie hrabiance podoba, każę go wezwać.