Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

brej kanonii. Jako szlachcic z prowincyi, zna pan doskonale smutne stosunki naszej kasty. W starych, dziurawych, wyszczerbionych zamczyskach szlachty wiejskiej drwi ubóstwo z naszych spleśniałych pergaminów, tradycyi historycznych i szumnych tytułów.
Życzliwem okiem spojrzał teraz pan de Clarac na pana de Courcel. I on należał do owej szlachty wiejskiej, która, oddalona od dworu królewskiego, od źródła zaszczytów i złota, sypała się w gruzy, z każdem pokoleniem uboższa.
Byli już w lasku bulońskim.
Z dwu stron, z miasta i do miasta, tam i napowrót przesuwały się obok nich barwne, migotliwe szeregi jeźdźców. Przepyszne konie kłusowały, galopowały alejami, niosąc na grzbietach piękne panie i wytwornych panów. Grzywy, splecione białemi, czerwonemi, zielonemi, złotemi wstęgami, unoszone w ruchu, falowały w powietrzu; błyszczały siodła i uzdziennice gęsto nabijanem srebrem i drogimi kamieniami, co chwila uchylały się kapelusze panów i pochylały się piórami strojne głowy pań.
Słynny doktór Tronchin, „Rousseau medycyny“, i jego następcy: Lorry, Barthès ulitowawszy się nad bladą, więdnącą cerą pań, nakazali płci pięknej używać ćwiczeń fizycznych, poruszać się dużo na świeżem powie-