Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje tom IV.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śnił mi się oczu twoich jasny cud
i dłoń twa biała, drżąca w moich ręku —
jak niegdyś,
że w rozkosznym lęku
wpół nieprzytomnie
głowę schylałem i szeptałem słowa
najczulsze, prosząc, byś razem
patrzyła na tę łunę płomienistą,
wśród której słońce się chowa
w ogromną wodę przeczystą,
w tę złotą wodę,
co kryształową dla dnia jest mogiłą —,
lecz słońce zaszło
a ciebie znowu nie było — — —

A kiedy z rana powstało młode
i ja z skalnego brzegu patrząc na nie,
jak w tęczy idzie nad rozlśnione morze,
na próżno-m ciebie zaś wołał,
to mnie chwyciło takie straszne łkanie,
że jako dziecko
twarzą upadłem na spalone zioła
i usta cisnąc do głazów,
prosiłem swego strasznego obłędu,
by mnie opuścił,
prosiłem duszy swojej, aby już przestała