życie strawił, by z grzesznych błędów i omamień
podnieść ludzkość — a dzisiaj nad grobem się pyta,
czy nie próżno je strawił? czy szczęście zaświta?
Oto wicher jesienny z szyderstwem się śmieje,
liście żółte i suche miocąc w dal bezkresną;
drzewa skrzypiące skargą wtórzą mu bolesną —.
Czyż i jego podobny los? — bez śladu-ż zwieje
wicher losów tę księgę, w którą on swą duszę
wlał dla ludzi? czy zginie w czasów zawierusze?
Jął bez myśli przewracać karty swojej księgi
w poświst wiatru wsłuchany, który beznadziejną
pieśń mu zawodził. Patrzył i czytał — kolejno
dowody bożej mocy, wielkości, potęgi, —
dalej zdania o duchu, ludzkich namiętnościach,
cnotach, szczęściu, wolności, o błędach i złościach...
Czytał długo, aż nagle drgnął i podniósł czoło:
Co to? — »Mędrzec powinien patrzyć na bieg świata,
jak Bóg patrzy, krom czasu, bo czas tylko szata,
którą Wieczny śmiertelnym zakrył przyczyn koło,
lecz w wieczności jest jądro i byt prawy rzeczy,
co być może, być musi: Bóg ma wszystko w pieczy«,
Co być może, być musi! — A więc cóż, że jeszcze
wiele, wiele dni minie, nim zabłyśnie słońce?
Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje tom III.djvu/184
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.