Ta strona została uwierzytelniona.
Nadbrzeżne skały porąbałem w schody
i marmurowe spiętrzyłem terasy,
wieszając na nich bajeczne ogrody,
co się powojów wodospadem w lasy
palm przelewały i tęczowym wzorem
na biel marmurów kraśne słały pasy.
Łódź pozłocista wysłana bisiorem
w noc śród ogrodów nosiła mię lekko,
jak ptak nad sennem ważąc się jeziorem
i ponad miastem, które światła rzeką
zalane lśniło się z wodnej głębiny
w błękitnych ogniach miesiąca. Daleko
kędyś się opar z wód podnosił siny
i szedł ku łodzi mej cicho po fali,
a z nim wspomnienie szło owej godziny,