Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje T2.djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kto miał świat poić z świętej natchnień czary,
i czyje w proch ją upuściły palce?
kto miał być duchem, który nie umiera,
a przyjął rolę płaczka lub — żonglera?



XLI.


Świat zasnął? dobrze! więc go zbudzić trzeba! —
gdy pieśń nim wstrząśnie, ocknie się i wstanie!
Świat wzgardził Słowem, łaknąc jeno chleba?
a gdzież to SŁOWO wieszczące zaranie
dni nowych, z ziemi wiodące do nieba?
Czy może wasze malutkie śpiewanie
ma zbudzić ludy i otrzeźwić dusze?!
Choć ból mam w sercu wielki, śmiać się muszę!



XLII.


Chciałbym urągać, chciałbym śmiech szyderczy
w oczy wam cisnąć! Wychłostane szydem
czoło, co mocą nad tłum szary sterczy,
lecz, gnuśne, nie chce być ludu Derwidem,
nie chce się podnieść, — na mój głos bluźnierczy
może się wstrząśnie, zarumieni wstydem
i boże w sobie odsłaniając znamię,
czynem da poznać światu, że ja kłamię!