Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje T2.djvu/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XVIII.


A my — rozbitki — gnani falą czasu
darmo błagalne podnosimy dłonie:
gwiazdy nie świecą i niemasz kompasu,
któryby drogę pokazał przez tonie
pełne wściekłego bałwanów hałasu;
a my — jak trzoda na pustym wygonie:
wilcy dokoła, pasterza nie staje,
co za swe owce własną duszę daje.



XIX.


O! był-ci pasterz! — Słyszycie? — gdzieś z dali,
z przeszłości mroku jakiś głos dolata:
nad świat się wznosi, grzmotem w niebo wali —
od echa grzmotu drżą posady świata,
a Czas zdziwiony, nieruchomej fali
podobny, patrzy: kto w Wieczność kołata? —
To Tytan wezwał na bój święty Boga
za lud swój nogą przygnieciony wroga!



XX.


»Ja miljon jestem! — woła — bo mam serce,
co kocha, cierpi za ludów miljony! —
jam jest wiecznością ukrytą w iskierce
życia, — jam duszą w mój naród wcielony, —