Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

...a morze kołysze się cicho w takt przede mną. Myślę o tych długich latach ubiegłych i dziwnie mi czegoś żal: nawet nie młodości, co przeszła, nawet nie tych sił, rozpierzchłych gdzieś i niewiadomo kiedy... Nie powinienem był żyć tak długo. Ale doprawdy, to tak trudno znaleść moment odpowiedni. Tak trudno zdać sobie sprawę, że właśnie ten moment jest odpowiedni.
Przecież ostatecznie resztę majątku, nadszarganego tamtemi wszystkiemi szaleństwami zebrałem i wyjechałem w świat, aby tutaj w południowem słońcu chwycić tę chwilę, blizką niby a ulotną...
Smutek idzie za mną i nie pozwala mi się zabić. Szczególne to, a jednak prawdziwe. Próżno czekam owego natchnienia, owej boskiej beztroski, która pozwala odejść w wieńcu z róż...
Przeoczyłem jakąś chwilę, minąłem ją — i na darmo chcę ją teraz przywołać. Powinienem to był zrobić dawno. Pamiętam: wówczas przed kilku laty na przykład, kiedy wróciłem raz letnim wieczorem do domu z tem niepojętem a rozkosznem uczuciem radości życia, z tem upajającem wrażeniem bezwzględnej swobody... Właściwie zgoła bez przyczyny. Dzień był taki, jak wszystkie inne, może tylko jaśniejszy i cieplej-