Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Siadłem przy łóżku, na którem ona w bieliźnie leżała i zapaliłem papierosa, myśląc, że jestem głodny, a nie mam w domu nic do zjedzenia. Ona tymczasem uniosła się na łokciu i patrzyła na mnie szeroko rozwartemi oczyma.
To ja... to ja już naprawdę do ciebie należę? — mówiła z tak szczerem zdumieniem, że musiałem się schylić, aby ukryć śmiech mimowolny. Nagle — i dla mnie najniespodziewaniej — zerwała się i przypadając ustami do mojej ręki, zaczęła mówić bezładnie w dziwnem podnieceniu, że ona mnie kocha, że chce sługą moją być, psem lub czemś podobnem, bylem ja jej teraz nie opuścił... Włosy rozwiązane zsypały jej się z ramion; widziałem biały, drobny jej kark i plecy obnażone...
Położyłem ją zwolna na poduszkach i począłem jej się znowu przypatrywać. Jest stanowczo zbyt chuda, — a nadto mina jej płaczliwa i zalękniona wcale mi się nie podobała.
— Kochasz mnie? — szepnęła, uśmiechając się przez spadające na usta włosy.
Potrząsnąłem głową.
— Nie.
Nie wierzyła zrazu. Wzięła to za żart. Musiałem jej powtórzyć wyraźnie: