Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a nie mógł jej odnaleźć, nie mógł zrozumieć. Ale teraz rozumie, o! rozumie...
Oaza! wyspa na morzu!
Rysy twarzy, przed cdwilą jeszcze kurczem bólu ściągnięte, wygładzały się zwolna; dłoń zaciśnięta otworzyła się, a wiatr wieczorny przyszedł i wziął z niej wiązkę włosów złotych i miękkich, jak jedwab, i listek wawrzynu złamany, i dwa zeschłe fijołki i poniósł je pod mur klasztorny, na kwiaty pachnące i zioła... Jeden tylko włosek mały, uczepiony u rękawa, błyszczał jeszcze i złocił się i chwiał. Wreszcie i on poleciał.
A razem z temi rzeczami dawnemi i zwiędłemi uleciało wspomnienie z serca, które już rozpałało inną miłością, czystszą, większą, wieczną.
Bladą twarz i złożone ręce wyciągnął ku Chrystusowi na krzyżu i począł się modlić:
— O, Panie! O, Panie dobry i litościwy!
— Oto wszystkie dni moje i ból ich Tobie na ofiarę!
— Oto wszystko, co przecierpiałem, co przeżyłem, niechaj będzie na Twoją chwałę!
— O, Panie mój! Ucieczko moja! Mój Zba-