Strona:PL Jean de La Fontaine - Bajki.djvu/871

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Słoń, przekonany, że wieść jest prawdziwą,
Że Jowisz uczcić zamierza
Tak potężnego rycerza,
Do swych pałaców powraca co żywo,
I każe świetne zgotować biesiady
Na przyjęcie ambasady.
Mija dzień, mija drugi, Słoń dąsa się, zżyma,
Nie widać posła. Nareszcie, zdaleka
Mignęło mu przed oczyma
Coś, niby nakształt człowieka;
Biegnie więc, wita Małpę nizkiemi pokłony,
Pyta o zdrowie,
I oczekuje, co powie.
Lecz Małpa milczy. Był zatem zmuszony
Sam wszcząć rozmowę. Więc paszczę rozdziawia
I tak przemawia:
«Nasz wielce miły brat Jowisz, niech raczy
Spojrzeć na ziemię, a wkrótce zobaczy
Walkę nieszpetną. — A z kimże i o co?
Zapyta Małpa. — Jakto? Słoń odpowie,
Czyliż nie wiedzą Bogowie
Że Nosorożec, przemocą
Pragnie mi wydrzeć moje przywileje,
Przodków tytuły i prawa?
Że nasz spór walka ma rozstrzygnąć krwawa?
— Z tych sporów Jowisz się śmieje,
Odrzecze Małpa; wyznaję waszmości,
Że w Olimpie nikt nie wie o twojej wielkości,