Przejdź do zawartości

Strona:PL Jean de La Fontaine - Bajki.djvu/505

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaraz tu będzie inaczej!»
I do koni. To kolnie w pysk, to w ucho łechce,
To usiada na dyszel, to na nos furmana.
Skoro wóz ruszył z miejsca, Mucha zadyszana
Sobie wyłączną zasługę przyznaje;
Brzęczy, krząta się żwawo i leci na przedzie,
Niby wódz, co wśród bitwy rozkazy wydaje
I do zwycięztwa swe szeregi wiedzie.
Wielce się jednak czuła obrażoną,
Że na jej barki cały trud złożono;
Że nikt z podróżnej czeredy
Do pomocy się nie bierze,
By konie wydobyć z biedy.
Ksiądz czytał brewiarz: to czas na pacierze?
Panny śpiewały: jejmość pani Mucha
Leci śpiewaczkom trąbić koło ucha,
Płata przeróżne psoty i swawole.
W końcu dyliżans, po długim mozole,
Wjechał na gładką drogę. «Dokazałam swego,
Rzecze Mucha; hej, szkapy! furmanie-kolego!
Namęczyłam się za was: zapłaćcie mi przecie.»

Tak wszędobylscy (dość ich na tym świecie)
Swój nos wścibiają, chociaż nieproszeni,
Do cudzych spraw i kieszeni;
Naprzykrzają się, jako muchy natrętnice,
Póki ich za dziesiątą nie wygnasz granicę.