Iż najmniejszego ciężaru nie znoszę;
Niechaj więc każdy potrosze
Złota odemnie zabierze;
Was to nie strudzi, a mnie będzie lepiej
Walczyć, gdy nas kto zaczepi.»
Lwu dać odprawę, niebardzo bezpiecznie.
Więc (chociaż z miną skwaszoną)
Przyjęto go bardzo grzecznie,
Ciężar na cztery części rozdzielono,
I w dalszą drogę ruszyli posłowie,
Lwa w duszy klnąc, co się zowie.
Lew zaś, żyjąc wygodnie kosztem towarzyszy,
Nie słyszał, lub udawał, ze skarg ich nie słyszy;
I gdy tamtym głód doskwierał,
On kąski co najlepsze, jako król, zabierał.
Przybyli wreszcie na błonie
Różnobarwnym strojne kwiatem:
Istny raj! zimą i latem
Pasły się tam w licznem gronie
Owce hoże i dorodne:
Gaik dostarczał im cienia;
Napoju, kryształ strumienia;
Chłodu, wietrzyki łagodne;
Słowem, w tej cudnej ustroni
Szczęście mieszkało i zdrowie.
Stanąwszy tam, Lew rzecze: «Szlachetni posłowie!
Słabo mi... mam gorączkę... czuję ogień w skroni...
Nie mogę iść... żegnajcie, mili przyjaciele!
Strona:PL Jean de La Fontaine - Bajki.djvu/301
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.