nie. Powiedziałam Sallie McBride, że mój ojciec i moja matka nie żyją i że jeden stary pan posyła mnie do kolegjum — w czem niema przecież ani krzty kłamstwa. Nie chę, żeby pan myślał, że jestem tchórzem, ale chciałabym być jak inne dziewczęta, a cała różnica pomiędzy nami związana jest z tem strasznem miejscem, w którem spędziłam moje dziecięctwo i które tak okropnie na niem ciąży. Gdybym mogła wykreślić je z mojej pamięci i zerwać z niem raz na zawsze, myślę, że mogłabym być tak samo pożądaną, jak każda inna z moich rówieśnic. Nie zdaje mi się, ażeby zachodzić miała po za tem jakaś inna istotna, zasadnicza różnica. A jak pan sądzi?
Faktem jest, że Sallie McBride lub mnie!
Pańska na zawsze
Przed chwilą przeczytałam jeszcze raz mój list i widzę, że brzmi on mocno niewesoło. Domyśla się pan chyba, że mam bardzo trudny referat na poniedziałek, powtórzenie z geometrji, i fatalny katar.
Zapomniałam wysłać ten list wczoraj. Korzystam z tego, aby dodać pełen oburzenia dopisek. Mieliśmy dzisiaj z rana wizytę biskupa. Jak się panu zdaje, co on powiedział?
— Najbardziej dobroczynna zapowiedź, jaką znajdujemy w Biblji, brzmi: „Biednych macie zawsze pod ręką. Stworzeni oni zostali po to, aby podtrzymywać w was ducha miłosierdzia“.
Pomyśl pan, czy to nie okropne? Biedni w roli pożytecznych zwierząt domowych?! Gdybym nie zdążyła już wyrobić się tutaj na skończoną damę, poszłabym do niego po nabożeństwie i powiedziałabym mu, co o tem myślę.