Strona:PL Jean Webster - Długonogi Iks.djvu/025

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


Piątek.

Ojczulku-Opiekunie, jaka nowina! Nauczycielka angielskiego powiedziała, że moje ostatnie wypracowanie wykazuje niezwykły zasób oryginalności. Naprawdę. Nie kłamię. To były jej własne słowa. Nie wydaje się to możliwem, prawda? wobec siedemnastoletniej tresury, jaką przeszłam. Celem Domu Wychowawczego imienia Johna Griera jest (jak panu niewątpliwie wiadomo i co pan całem sercem pochwala) zrobić z dziewiędziesięciorga siedmiorga sierotek — dziewiędziesięcioro siedmioro bliźniąt.
Mam nadzieję, że nie ranię pańskich uczuć, pozwalając sobie na krytykę ojczystego domu mojego dziecięctwa. Zresztą ma pan zawsze możność ukarania mnie, gdybym miała okazać się zbyt impertynencką. Po prostu przestanie pan wysyłać mi czeki. Może to nie bardzo grzecznie z mojej strony tak mówić — nie może pan jednak wymagać ode mnie dobrych manjer; przytułek dla podrzutków nie jest wyższą szkołą edukacji dla młodych panien.
Wie pan, Opiekunie-Ojczulku, nie praca zaczyna mi wydawać się trudną w kolegjum. Raczej zabawa. Dziewięć razy na dziesięć nie rozumiem, o czem moje koleżanki z sobą mówią. Ich żarty zdają się tyczyć jakiejś przeszłości, w której każda z nich, prócz mnie jednej, brała udział. Jestem obcą w tym świecie i nie rozumiem jego języka. Bardzo upakarzające uczucie. W naszej wiejskiej szkole średniej stały dziewczęta grupkami i przypatrywały się mi. Byłam dziwna, inna niż wszystkie i każdy wiedział o tem. Czułam, że nazwa: „Dom Wychowawczy imienia Johna Griera“ wypisana jest mi na czole. Czasem jakieś litościwsze dusze zdobywały się na zbliżenie się do mnie i zwrócenie z kilku uprzejmemi słowami. Nienawidziłam ich wszystkich — a najbardziej tych litościwych.
Tutaj nikt nie wie, że byłam wychowana w Ochro-