Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zawsze unikałem. Kochanie jest żmudne i obowiązkowe już od tej chwili, gdy ktoś z niem żartuje.
— Jesteś mizantrop, coby wskazywało, że jednak sympatje masz gdzieś ustalone, ukryte dla kogoś.
— Tak nic mi się nie chce, tak szczerze leniwy i wygodny jestem, że o zabawie w uczuć ciuciubabkę u mnie nie ma mowy. Odrazu więc przyznam, że Havemeyera kolana są niezłe. A jednak często on mię irytuje.
— Oziębłą postawą czy nadmiarem pieszczot?
— Tą nonszalancją, która imponuje. Niedbałymi gesty uwagę moją do siebie przykuwał, dzieciństwo moje zupełnie zmarnował i uczynił ze mnie to, czem dzisiaj jestem.
— Świadomem swej gracji, rozmyślnem zerem.
— Z kocich przeznaczeń wycofać mię zdołał niepostrzeżenie i bezpowrotnie.
— Nie inaczej ze mną postąpił sobie; na hołotę wpływów pozbawił wzrokowych i na panowanie skazał w tej alkowie.
— Teraźniejszość jestem, ale nie spółczesna. Przez kolekcjonera zobojętniałem na wszelaką wieczność. Z przeszłości wyszedłem, o przyszłość nie dbam. Zawsze muszę kończyć, nigdy nie zaczynam. Mam ustalone na wszystko poglądy. Potwornie się nudzę.
— Na jednym poziomie widzisz już wszystkie życia przejawy.
— Zanadto rozumiem wszystko, co ludzkie, co