Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się nawet, gdy mię tak stale odtąd wołałaś. Zgromiłem srodze ruską piastunkę, która uczyła cię pospolitości i precz ją nagnałem. Przywiodłem natomiast z ogrodu poczciwego pawia, który, turkając trwożnie, spoglądał w twoją kołyskę. Rozkosznie wyciągnęłaś ku niemu rączęta i objęłaś za szyjkę. Nie uchodził, tuląc się wiernie. I wciąż turkając, począł udzielać wyższej mądrości.
Zaraza zawisła nad tobą, jak myszołów w przestworach przystawa nad ukrytym w miedzy stworzonkiem. Długo bujała, nie dobijając. A gdy już miała odejść, cichy lęk twój przeszedł w rzewny płacz. Płacz był przeszkodą dla pana Fryderyka w koniecznym śnie. Słyszałem, jak cię gromił słowami. Maleństwo niepojętne, czemuż nie usłuchałaś? Pan Fryderyk wpadł do twej alkowy i wnet przez ciszę nocy przechodziły tępe uderzenia, zawzięte, obliczone razy. Już byłem przy tobie. Przedemną śmieszne bydlę, ogłuchłe we wściekłości: „Córka niepotrzebna“. Zdjął z nogi pantofel i tryumfalnym ruchem indyjskiego wojownika, gdy wywija tomahawkiem, brał rozmach nad przegiętym, czerwonym karkiem i, opuszczając — bił zapamiętale. W stalowym uchwycie palców przylgnąłem do jego gardła, drugą ręką porwałem brodę uwielbianą, mądrą i cisnąłem go na podwórze, w słotną noc jesienną. Nie dobijał się do zaryglowanych drzwi. Przespał w stajni i opuścił nas nazajutrz.
Szły dnie długiej, zawziętej rozpaczy pani Dory. Obmyślała pogoń. Byłem jej pomocny. Bezskutecznie. Pan Fryderyk zginął przebiegle, wielce umie-