Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niebezpieczeństwo i dziwność tu wśród naszych murów. Czy mogę mówić?
— Spokojnie — zezwolił Poseł.
— Otóż nasz wybawca i uzdrowiciel, przesławny doktór Lipek —
— On? on i co, co takiego? — rzucili się ze wszech stron.
— Otóż on, ten sam, uśmiecha się.
— Nie! to niemożliwe — kategorycznie i wesoło zaprzeczył Pułkownik.
— A ja stanowczo twierdzę, bo podpatrzyłem niejednokrotnie, że się uśmiecha rozkosznie całą gębą, ot tak — i zarechotał dziko.
— Ale do czego? ty, koszlawa kreaturo! — rzucił się zniecierpliwiony Książę.
Szpieg przechylił głowę, wykrzywił usta i ostro skrzyknął:
— Do bani, do ogrodowej bani!
Zwolna przesunął się pod okno i wskazywał w ogrodzie tajemnicze miejsce.
Prokurator wstrząsnął główką, podczesał groźne wąsy i, ująwszy się pod biodra, zagadnął Posła:
— Co to wszystko może znaczyć?
Zaś Poseł westchnął smutnie i burknął, co miało oznajmić, iż nie istnieją dla niego nierozwiązalne zagadnienia, problemy niejasne. Poczym powstał i, ujmując przybysza za ramię, wpatrywał się w jego z osłupienia granatowe oczki spojrzeniem wnikliwym, spokojnym. Wreszcie ogłosił:
— Z zeznań twoich wynika, Policjancie, iż odbyłeś już wstępne ćwiczenia i możesz wstąpić do