Strona:PL Jasieński-Nogi Izoldy Morgan.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Leżała nawznak z oczyma szeroko otwartymi.
Berg stanął u nóg. Przygotowany był, że trzeba będzie coś powiedzieć, ale w tej chwili nie mógł sobie właśnie przypomnieć nic odpowiedniego.
(... ciężkie, puszyste świece kasztanów w długiej bezwzględnie prostej perspektywie, chłodny, wilgotny smak ust opartych o usta, ciepło drobnej ręki odczuwanej przez zamsz rękawiczki... — pamiętasz?...)
Spróbował się nawet uśmiechnąć, ale oczy jego padły w tej chwili na obwisłą linię kołdry, modulującej niepojętą próżnię poniżej biódr.
(... Boże, Boże, tylko nie myśleć...)
Jakaś lepka, słodka ciecz podeszła mu do krtani.
I znów kasztany i znów smak wilgotnych ust i długa, wązka noga, wynużająca się z słonecznej piany sukienek.
(...ćśśścho, przecież nie będę krzyczał...)
Jaką zabawną minę ma doktór. Lewy wąs mu opada, jak u chrabąszcza, a na końcu nosa malutki pryszcz.