pować z niemi przed moim ojcem, skoro bowiem czasami zapomniałem się, wnet spoglądał na mnie surowo mówiąc: «Ucz się sarabandy mój synu, ucz się sarabandy i porzuć te inne rzeczy które mogą tylko przyczynić ci nieszczęścia.» Natenczas matka moja dawała mi znak abym milczał i zwracała rozmowę inną koleją.
Pewnego dnia siedząc przy stole, gdy mój ojciec znowu namawiał mnie abym poświęcał się Terpsychorze, ujrzeliśmy wchodzącego człowieka około trzydziestu lat, ubranego z francuzka.
Złożył nam ze dwadzieścia ukłonów jeden za drugim, poczem chcąc wykręcić pirueta, potrącił służącego z wazą która rozbiła się na drobne kawałki. Hiszpan byłby rozpłynął się w przeprosinach, cudzoziemiec jednak wcale się tem nie zmieszał. Następnie oznajmił nam w zepsutej hiszpańskiej mowie, że nazywa się Margrabią de Folencour, że zmuszony został opuścić Francyą za zabicie człowieka w pojedynku, i że prosi nas o udzielenie mu schronienia dopóki jego sprawa nie będzie załatwioną.
Folencour jeszcze nie był ukończył swojej przemowy, gdy mój ojciec nagle porwał się
Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 03.djvu/046
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.