Strona:PL Jan Kasprowicz - Księga ubogich.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Potyka się jeden i drugi,
Zamyślon nad łanem zieleni:
Choć skąpo on zasian, swym czarem
Nie dla ich oczu się mieni.

O ziemio, ty nasza macierzy,
Czy na to li rodzisz swe dziatki,
Ażeby, omackiem kroczący.
Padali na drodze gładkiej?

Na krwawą ruszyli wojnę,
Nadzieja powrotu nie mami:
Czas przyszedł, iż z pola wrócili,
Ale wrócili — ślepcami.

Wita ich matka i żona,
Dzieci witają rodzone:
„Hej, synu! hej, mężu! hej, ojcze!
W rodzinną wróciłeś stronę!

Krzyż masz na piersiach i medal,
Wart jesteś największej chwały,
Tak mówią, tak wielbią twe czyny,
Lecz gdzież się twe oczy podziały?!”