Strona:PL Jan Kasprowicz - Księga ubogich.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie ubezwładnił mi kroków
Przypadek błogosławiony,
Więc idę przed się i idę,
Śmiertelne mijając plony.

Chciałbym, zaiste, być ślepym —
Szczęśliwi bywają ślepce! —,
Aby nie widzieć zagłady,
Co świat, wczoraj żywy, depce.

Chciałbym, zaiste, być głuchym —
Szczęśliwi bywają głusi! —,
Aby nie słyszeć rzężenia,
Co gdzieś tam krtanie dusi!

Chciałbym, zaiste, być chromym —
Szczęśliwi bywają chromi,
Nie pójdą wyścigiem ze śmiercią,
Jej pośpiech ich nie złakomi.

Jak, kiedy to wszystko się skończy,
Aże pomyśleć się boję —
Więdniecie coraz to bardziej,
Kochane olchy moje!

Jesiony, co swoją wiosnę
Przelewałyście mi w duszę,
Jakże mi straszno, że w taką
Godzinę żegnać was muszę!