Strona:PL Jan Kasprowicz - Księga ubogich.djvu/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nikt nie był rad jej otwierać,
Zbyt krwawa, zbyt jest okrutna — — —
Na łące, nad brzegiem rzeki,
Szare się bielą płótna.

Słuchajcie!... Słyszycie?!... Do czarta!
Czy wam zalepił kto uszy?
Nie mają grać komu grajkowie,
Żaden z nich smyczkiem nie ruszy.

Przypełzli od krańców piekła —
Czerń przenajśmieszniej dobrana:
Coś wypaliło im ślepie,
Pogruchotało kolana.

Dajcie im kromę chleba,
Chociaż ich słuchać nie chcecie!
Wargi ich zwiędły fiolet —
Umarli chodzą po świecie.

A może to wszystko jest kłamstwo?
Koszmarna jakowaś złuda?
Patrz! słońce las opromienia,
Po ziemi rozprzędza swe cuda.

Gdzieś w polu ktoś ostrzy kosę —
Tak! świat to, nie bajka wierutna!...
Na łące, nad brzegiem rzeki,
Szare się bielą płótna...