Strona:PL Jan Kasprowicz - Księga ubogich.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

V

W niejednej-ci ja biesiadzie
Uczestniczyłem wesołej —
Słuchajcie mnie, przyjaciele! —,
Uczeń aż nazbyt pojętny
I z nienajgorszej szkoły...

Gdy powszedniości zbyt wiele
Zalazło w progi otwarte —
Hej, utęskniony wieczorze! —,
Serca wszelakie złoto
Na jedną rzucałem kartę.

Nigdy się było nie drożę:
Upust dający wymowie —
Fala o falę uderza —,
Kielich wznosiłem do góry,
By wasze wychylić zdrowie.

Mieliście grubego zwierza,
Wielce mu radzi, przeradzi —
Bezdenne są źródła troski —,
Że ogień skrzył się nam w oczach,
Jak wino, płynące z kadzi.