Nazywali go »chuchem«, co po żydowsku znaczy rabin albo filozof.
Zwykle przydomek ten dostaje się znachorom i innym owczarzom, leczącym »Bożą-wolę«[1] święconem winem.
On znał jeden tylko środek, żywokost, skuteczny na połamane kości w ręku lub w nodze.
Sam go jednak nie stosował, nie bardzo mu ufał.
Zresztą — powiada — na co ma się człowiek kurować? Zdrowy niewiele jest wart, cóż dopiero, gdy się nadweręży. Najlepiej niech umrze.
A choćby się nawet i wylizał, może uderzyć w niego piorun i zabić.
Tak przed laty zginęła jego matka... Ha! ha! ha!...
A jeśli nie padnie od gromu, gotowo się zdarzyć, że, płynący łodzią, utonie w rzece — w biały, spokojny dzień...
Tak przed laty zginął jego ojciec... Ha! ha! ha!...
Albo przyjdzie niewiadomy dławiciel, rumianego dzieciaka uchwyci za gardło i, nim konie zaprzęgną po doktora, udusi...
Tak przed laty zginął jego młody braciszek... Ha! ha! ha!...
- ↑ Epilepsya.