Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.4.djvu/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

X.
Snać ją zawstydza boska nagość ciała
I jakieś ciche ogarniają lęki,
Gdyż, lekko zgięta, gors naprzód podała,
Wdzięcznymi ruchy utoczonej ręki
Pragnąc zasłonić obnażone wdzięki,
Pierś z alabastru i łono bez skażeń:
I tak mnie ujął ten wstyd i ten miękki
Kolor jej kształtów i ten czar obnażeń,
Żem tonął śród dotychczas niedoznanych wrażeń.

XI.
Poniżej biódr jej ze słoniowej kości —
Gdy na nią skośnie blask różowy spłynie —
Śród których tułów, jak w uścisku, gości,
Zagięć łagodnych krągłą tworząc linię,
Morza bogowie i morza boginie
Łączą się w wieńce z nagich ciał i wiodą,
Wpół nad głębiną i napół w głębinie,
Raźny korowód, olimpijskim grodom
Dziękując za władczynię i za siostrę młodą.

XII.
Słońce tymczasem, stargawszy szkarłatne
Sploty na zawsze, to nowopowstałą
Złotem obleje, to znów na wydatne
Mięśnie trytonów rzuci strugę białą,
Łagodząc szorstkość, właściwą ich ciałom,
Albo, upadłszy na pierś marmurową
Której-ś z nimf grona, spływa przędzą małą,
By ud wypukłość opleść tkanką nową
I znów tonąć w głębinie, złocąc falę płową.

XIII.
A nad głębiną, nad morskimi ściegi,
Z szumem głębiny, w takt tych morskich tonów,
Aż gdzie ostatnie kwitną ziemi brzegi