Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
i już za stary, coby szedł na wirchy?...
A ten Radocki? Dzieci w szkole tłucze,
więc mu się zdaje, że i tutaj może
głowę podnosić wyżej nas, honornych,
którym się kłania Podhale i cała,
wiedzą, liptowska dolina i Spiskie.


SZÓSTY GÓRAL.
E! gwarzcie sobie! Ja wam to ugwarzę,
jako szanować trzeba siwe włosy
na skroniach człeka, co był najmocniejszy
pośród junaków i dziś jeszcze myśli,
aby nas wszystkich już na wieki wieków
od tych hajduczych uwolnić pościgów
i od orawskich i kubińskich sędziów,
od ciemnych lochów wiśnickich i — wiecie —
od tych szubienic, co są w Nowym Targu,
lebo w Krakowie...


PIĄTY GÓRAL.
Haj! haj! dobrze radzą!


TRZECI GÓRAL.
Jako tam dobrze? Mówią: będzie spokój
na całym świecie, będzie miłowanie,
wszyscy się złotem po równi podzielą...
Nie! być nie może, aby Jędrek Kulik,
mój wróg największy, dostał tyle dutków,
co ja, mój bracie, lebo ty...


PIERWSZY GÓRAL.
A, wiecie,
ta ich spokojność?! Na co zbójnikowi
tej spokojności?... Ja kiej se na hali
siedział przy owcach, tak nijakim światem
wytrzymać, mówię, nie mogłek. Od ciszy
smreków i turni cno mi się robiło.
Zawszeć bywało lepiej u Luptaków,