Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SALKA.
I ją z królewskiego
wygnano dworu, aby król przed sobą
nie miał żywego wyrzutu sumienia,
który-by patrzał nań oczami — krzywdy.
Lecz gdy tę krzywdę puszczono na wichry,
na śnieg, na burze, na spiekotę słońca,
nikt jej nie umiał zagasić gryzących
ogni w źrenicach, nikt jej nie odebrał
władzy w tych nogach,
pięść ściśniętą podnosząc do góry
ni w pięściach, nikt w gardle
nie umiał zdławić jej głosu — strasznego,
jak stal brzytewna krającego głosu!...
Biegła, pełzała, wiła się w rozpaczy,
krzycząc ku niebu o pomszczenie...


NAPIERSKI podchodząc ku niej.
Matko!...


SALKA odpycha go.
Cicho!... Nie jestem twą matką... Piastunką
jestem-li twoją, a może i... Zresztą:
Mało-ż jest ludzi na świecie, dla których
krzywda nie była piastunką — czy matką? —
to wszystko jedno!...


NAPIERSKI.
Nieszczęście!... nieszczęście!...
I ja skrzywdziłem —
wskazując ku drzwiom na lewo
tamtę!... Biegać będzie,
pełzać i wić się i krzyczeć w rozpaczy
k'niebu o pomstę — niech się tylko zbudzi
z nieprzytomności...