Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Choć tam,
wskazując na drzwi środkowe
z zimną twarzą
stojąc przed tłumem, nie miałeś już siły,
aby zahuczeć nad wzgórzem mogiły,
jako te gromy, bez żalu i trwogi
bijące w wilków przerażone stado...
Bądź, jak pioruny, twardy i złowrogi
i hucz pieśń jedną: »Zagłado! zagłado!«
hucz ją bez końca, aż — dobiegniesz końca...
Wiem, wiem: ten zachód dzisiejszego słońca
nad miarę kształtu człowieka wydłużył
cień twej postaci, i tyś przed nim stchórzył,
przed własnym cieniem — tyś go się przeraził,
synu królewski!


NAPIERSKI.
Widzisz: przerażenie,
tak mi się niemal wydaje — jest dzisiaj
treścią mej duszy... Pod jego ciężarem
gnę się i kurczę, maleję, zapadam
w ziemię, jak robak...


SALKA.
A przecież ty jeden
wziąć powinieneś rozbrat z przerażeniem!
Masz prawo rosnąć, choćbyś swoim cieniem
nie kraj ten okrył, ale i glob cały...
Lecz to ci mówię, że twój blask wspaniały —
nie cień! — nad miarę w okrąg się rozszerzy
i promieniami w przyszłe czasy sięgnie...
Cóż to za mądrość w twej duszy się lęgnie?
Tyś syn królewski! W tobie przyszłość leży,
jakiej dotychczas nie dano nikomu!
Z królewskich ojców wypędzony domu,
nie mędrkuj żaków dobrodusznych wzorem,
którzy w swem wątłem rozumieniu chorem,