Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
zmieniając ton
przepraszam — listy te były od Chmiela,
co on — my żydki, my to wszystko wiemy —
co on tam pali karczmy i bożnice
i na gałęziach wiesza psa i żyda,
nu — ja przepraszam — i szlachcica... Panie!
on chce być królem...
Zdanowski pobladł ze wzruszenia i grozy.
Panie dobrodzieju!
Co waść tak pobladł? aj! aj! waść tak patrzy!
waść chce mnie pożreć tym okropnym wzrokiem.
Przepraszam... nic już nie powiem, nic...


ZDANOWSKI.
Gadaj!
bo ci bebechy wytrzęsę!... Co było
w tych strasznych listach?... Ja wiem, co być mogło,
ale ty gadaj! gadaj!


MOJSZE.
Nu, ten gałgan,
ten łotr, ten złodziej, rabuś, szubienicznik —
on tam napisał, że on będzie królem,
że on z tych chamów zrobi samych szlachtę —
czy pan dobrodziej to słyszał? on z chłopów
chce zrobić szlachtę! — ino, tak on pisał,
niech powstawają przeciw swoim panom,
niech się gromadzą w takie wielkie bandy —
aj! aj! niech wezmą widły i topory,
kosy i strzelby, na swoich dziedziców
i na swych żydków, i że on im same
rozda wolności...
Tłum górali zjawia się w dziedzińcu.
Panie dobrodzieju!
Czy waszmość słyszy?... To jest gwar!... To oni!
Oni nas wyrżną!... Oni już w dziedzińcu!