Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Do żony.
Stara! a podaj krzesło dla rektora —
do Hanusi
albo ty, Hanuś... Widzę, osowiałaś...
Do żony.
Matko! co dziewce?
Gazdowie podczas tego zabierają miejsca.


ŁĘTOWSKA.
Nie wiem... Pewnie luta,
że Salka listek przyniosła Czepcowi
od królewskiego, widzą, pułkownika,
który mu każe iść!... Dziewucha, widzą,
niby do Czepca tyłem się obraca,
ale kiej przyszło żegnać się, tak, widzą,
odrazu serce mięknie, jak na deszczu
grzyb pod jedliczką...


HANUSIA.
Tatusiu! nie wierzą:
Czepiec jest Czepiec i niech sobie idzie.


ŁĘTOWSKI.
A niechże idzie... Wiem ja, że Janosik
tak zajrzał tobie do serca, jak zbójnik
do onej jamy, gdzie jest skarb ukryty.
Dziwno mi nie jest: wartki z niego chłopak.
Na Czepca, widzę, ani patrzeć nie chcesz...
Idź razem z matką: nie dla waszych uszu
te nasze sprawy.


HANUSIA.
Idę...
Wychodzą obie.