Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
bat starościński wtedy jest w robocie,
aż się kobiecko rozpłacze nad synem,
a krowa idzie do pańskiej obory...
..............
Worał się trochę Kuba Cierpinędza
w ugorny zagon pana Drzyjskórskiego:
szkapina poszła na skórę do hycla,
a on korzonki gryzie pod krwawnikiem
i myśli sobie, że życie jest krótkie,
krótsze, niż pora, by dzieci wyrosły...
Niech sobie myśli, póki mu robactwo
nie zje i mózgu, jak mu zjadło oczy...
U was szaruga — ledwie uleźć mogłam,
tak mi się kiecka koło nóg zwijała
od tego wiatru, a tam ciepły powiew
strąca z topoli czerwonawe bazie...
Po ścieżkach leżą sprzągnięte chrabąszcze,
a gęś z gęsiorem wiedzie na murawę
żółte pielaczki... Wieprz się tarza w błocie,
a ja pod wonnym spoczywam rzepikiem —
tak mi w te kości wlazła wiosna świeża,
że na starego zerknęłam ciemięgę —
Śmieje się.
Hihihihihi! było mi gorąco,
a teraz zimno...


CZEPIEC spluwa.
Tfu!


SALKA z uśmiechem — cynicznie.
Masz prawdę, Czepiec!
Z próżnej butelki nikt nic nie naleje...
Kożuch zleniały grzbietu nie ogrzeje;
dąb, który spróchniał, widzisz, od korzenia,
w zielone drzewo już się nie przemienia. —
Patrząc na Hanusię, w tonie zmienionym, znacząco.