Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
226
JAN KASPROWICZ

»Ba! i zbędę się ciebie!...« Tak szlocha —
»Już ty jesteś, jak gdyby na zbycie!
Dawniej matka, a dzisiaj macocha!
Dawniej ziarna, dziś murzu sowicie,
Na nic brona i na nic już socha!
Hej, ty rolo! ktoś przeklął cię skrycie...

Moja głowo!... Przekląłem sam rolę,
Że tu na nic i brona i socha!
Samem posiał w pszenicy kąkole,
Stała z niej się przezemnie macocha!
Wezmę torby i pójdę na wolę —
Na ten wicher, co wieje!...« Tak szlocha.

Tak i przyszło, że poszedł z torbami
Na ten wicher, co wieje, na wolę...
Bo i jakżeż mu sypać ziarnami
Miały kłosy, gdy puścił tak rolę?!
Nie domierzwił, nie chodził skibami,
Więc i ziemia mu rodzi kąkole.

A jak dojrzeć wszystkiego tem okiem?
Jak domierzwić, jak chodzić skibami,
Gdy duch brata tak krok mu za krokiem:
»Bracie! brata zabiłeś cepami!!!«
Jak szerokie to pole, w szerokiem
Tak go polu duch brata wciąż mami...

»Pójdę!... Pójdę!... Opowiem w urzędzie« —
Tak-ci jęczy w tem polu szerokiem —
»Powiem: patrzcie, prześwietni wy sędzie!
Ona plama na skroni! nad okiem! —
To od cepów... Niech koniec raz będzie...
Jam go zabił... w stodole... przed rokiem...

Gdzie przed rokiem?... Ba! cztery miesiące,
Jak od cepów tych zginął... Niech będzie