Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
130
JAN KASPROWICZ

»Więcej ma złota, niźli inni miedzi,
A jadłby z żłobu przy ośle i wole...«
Czasami nawet ten i ów pobredzi,
Że, coś mu, widać, cięży na sumieniu,
Gdy ludzi tak unika, gdy się chowa w cieniu.

Lecz Jan Rudawski nie unikał ludzi
I lica swego nie trzymał w ukryciu:
Tylko się do tych, bywało, nie trudzi,
Którzy przenigdy nie siali w swem życiu,
A wciąż chcą zbierać — do tych, których nudzi
Skrzętność i praca mrówki, albo pszczoły,
A pełne miećby chcieli spichrze i stodoły...

Rano, nim jasne rozlały się zorze,
Zanim się ptactwo pobudziło w boru,
Pan z panów rzucał skórą kryte łoże
I dalej w pole z kamiennego dworu
W prostym sieraku: ekonom nieboże
Więcej się w swojej miłował postawie,
Niż dziedzic na Rudawkach, Rudkach i Rudawie.

Ale nie tylko własnemi oczyma
Dojrzy, gdzie rośnie co i gdzie co leży;
Nieraz, bywało, sam pługa się ima,
Lub, jak parobek, za broną pobieży,
Albo snop zwiąże... Z ludziskami trzyma
Jednaką rękę: »z nimi — mawiał — żyję,
Więc niechaj święta ziemia i pot mój też pije«.

Ludzie, jak ludzie, od prastarej doby,
Kiedy im rozum harapem wlewano,
Do czapkowania na różne sposoby
Mocno przywykli, poczęli kolano
Zginać i przed nim, by, jak od choroby,
Żegnać się potem i splunąć gdzieś z boku,
Ujrzawszy, że już »parch ten« nie ma ich na oku.