Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
28
JAN KASPROWICZ

Oj, ja naga, jak w lesie żołędzie,
Jak te szyszki, które słońce pali:
Ni jedwabi, ni sznurka korali —
Oj, nie przyjdzie od swatów orędzie!«

I tak w łzawe rozpływa się lęki,
A łzy płyną w jeziora topiele.
Ale jakoś uśmiecha się woda:

Przyjdą swaty i będzie wesele!
Nad korale, ponad jedwab miękki
Twa rumiana, dziewczyno, uroda.


XI.
Na zapłociu spędzali wieczory,
On jej szeptał: »O, moja jedyna!«
Z nim bylica i biała brzezina,
Z nim szeptały zielone jawory.

A przed świtem na nogach... Tak, skory!
I gbur kontent i lubi jak syna —
Da mu córkę, gdy przyjdzie godzina,
I morg ziemi i krowę z obory.

Przyszły żniwa, czasy zapowiedzi...
»I do cepów jestem i do cięcia,
Panie gburze! weźcie mnie za zięcia!«

Ale gbur mu odpowie z owczarska:
»Niechaj każdy, jak usiadł, tak siedzi —
Tyś parobkiem, ona gospodarska«.


XII.
Płacze... biedna... a jeszcze tak młoda,
Chociaż, widać, pewnie smutek siny
Spędził kwiatki z policzków dziewczyny —
Szkoda róży czerwonej, oj! szkoda.