Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

domyślając się wcale, iż ma przed sobą potomka jednéj z najpiérwszych rodzin hiszpańskich, nie mógł ukryć doznanego wrażenia.
— Mości Pedro de Munoz, jeśli takie twoje imię, chociaż z mowy twéj wnosićby raczéj można że jesteś księciem albo hrabią, wyrażasz się równie niewłaściwie o jego excellencyi naszym admirale, jak niedawno o don Marcinie Alonzo. Podwładny powinien być pokorny i nie drwinkować sobie z pomysłów swego mistrza.
— Wybacz, świętobliwy ojcze; nie chciałem nic innego powiedziéć, tylko że Marcin Alonzo jest dawnym moim towarzyszem podróży, że dziś jeszcze przebyliśmy razem kawał drogi i że mąż ten szanowny przyrzekł mi wyciągnąć nas z błota, czyli, mówiąc właściwiéj, z piasku nadbrzeżnego, w którymto celu przybędzie do klasztoru de la Rabida. Co do mnie, idę za don Kolumbem, gdziekolwiek zechce rozkazać.
— To dobrze, kochany Pedro, to dobrze, odrzekł admirał; ufam twojéj szczerości i odwadze, a przyjdzie czas że przekonasz wszystkich o swéj wartości. Rad jestem, świętobliwy ojcze, z dobréj chęci Marcina Alonzo, bo zapał jego rzeczywiście zdawał się ostygać, a jednak ten człowiek niemałą dla nas może być pomocą.
— Bez wątpienia, jeżeli gorliwie zająć się zechce naszą sprawą, odezwał się zakonnik; boćto najpiérwszy żeglarz całego pobrzeża. Nie wiem wprawdzie czy był na Cyprze, jak mówi ten młodzieniec, lecz zapewnić mogę że popłynął na północ aż do Francyi, i na południe aż do wysp kanaryjskich. Czy o wiele jest daléj do Cipango jak do Cypru, sennorze admirale?
Kolumb uśmiéchnął się na to zapytanie, potrząsając głową, jakby na znak że przyjaciel jego w straszliwym zostaje błędzie.
— Chociaż Cypr, odpowiedział, znajduje się niedaleko ziemi świętéj i siedliska władzy niewiernych, Cipango jednak nierównie jest odleglejsze. Nie tuszę sobie dosięgnąć tego kraju, jak po odbyciu ośmiuset do tysiąca mil morskich.
— Niezmierne to oddalenie! zawołał ojciec Juan, podczas gdy Luis obojętnie słuchał rozmowy, nie troszcząc się oto bynajmniéj czy przyjdzie popłynąć tysiąc, czy dziesięć tysięcy mil, byle tylko podróż zapewniła mu rękę Mercedes i obfitą była w przygody, — niezmierne to oddalenie! a jednak nie wątpię admirale, że Opatrzność pozwoli ci dokonać wielkiego dzieła odkupienia.
— Miéjmy nadzieję, rzekł Kolumb, znacząc się krzyżem świętym; i otóż, na dowód że nie powinniśmy wątpić, niebo zsyła nam szanownego Marcina Alonzo.
Marcin Alonzo Pinzon, którego imię znane jest w dziejach, jako należące do jednego z najczynniejszych stronników odkrywcy, wszedł do izby z pośpiechem. Przeor niemało się zadziwił, widząc przybysza witającego najprzód mniemanego Pedro, potém admirała, a na końcu siebie. Wszelako czcigodny zakonnik, drażliwy zawsze na uchybienia przeciw etykiecie, nie miał czasu wynurzyć się, gdyż Marcin Alonzo przystąpił zaraz do rzeczy, ze skwapliwością świadczącą iż nie przybył dla odwiedzin ceremonialnych.
— Przykro mi było słyszéć, sennorze admirale, iż żeglarze nasi odmawiają posłuszeństwa rozkazom królowéj. Chociaż zamieszkały w miejscu i zwolennik twéj nauki, nie wiedziałem o tém dokładnie, aż do chwili spotkania się w drodze z dawnym znajomym, sennorem Pedro de Munoz, który, lubo przybył zdaleka, lepiéj już odemnie poznał usposobienie mieszkańców. Ale nic to nie znaczy, mój mistrzu; ci ludzie rzadko własnym kierują się natchnieniem: znajdziemy sposoby przerobienia ich, prędzéj niż się sami spodziéwają.
— To pewna, sąsiedzie Alonzo. Człowiek jest istotą rozumną i odpowiedzialną, lecz nie idzie za tém iżby zawsze był myślącym. W sprawach zwłaszcza kościoła, powierzonych wyłącznie zarządowi duchowieństwa, tłum nieświadomy bywa sam siebie. Powtarzam, człowiek jest istotą rozumną, lecz rzadko kiedy wolno