Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ło mu oburzeniem i przeszywało dziewczynę, niby tępy świder.
— Tak. To prawda — rzekła.
— Ale ja ucieknę po raz drugi! — rzuciła zapalczywie po chwili. — Zawsze będę uciekać.
— To już jest rzecz Porportuka — wyrzekł trzeci starzec. — Naszą rzeczą jest wydać wyrok.
— Jaką cenę zapłaciłeś za tę kobietę? — zapytano Akoona.
— Żadnej — odrzekł. — Ona jest ponad wszelką cenę. Nie mierzyłem jej złotym piaskiem, ani psami, ani namiotami, ani skórami.
Teraz sędziowie debatowali pomiędzy sobą i pomrukiwali coś basem.
— Ci starzy, to drewna — odezwał się Akoon po angielsku. — Nie mam zamiaru słuchać ich wyroku. Słyszysz, Porportuk? Jeśli zabierzesz mi El-Soo — zabiję.
Starcy zamilkli i ze zgorszeniem spoglądali na mówiącego.
— Nie rozumiemy jego mowy — wyrzekł jeden z nich.
— On mówi tylko, że mnie zabije — pośpieszył wyjaśnić Porportuk. — Byłoby więc dobrze odebrać mu strzelbę i posadzić przy nim paru waszych myśliwych, żeby nie mógł mi zrobić krzywdy. O, młody jest, a cóż znaczy dla młodego pogruchotać komuś kości!