Strona:PL J Bartoszewicz Historja literatury polskiej.djvu/703

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Choć te kwiaty twoje gdzieś na piaskach rosną,
I rosa ich karmi pod posępną sosną.
O, mój „przyjacielu mazurskiego ludu“,
Gdy woń ich poczuje mazur, wieśniak bosy,
Nie będzie dbał wtenczas o swe biedne losy,
Z ciebie mając radość, już zapomni trudu,
Może są śliczniejsze gdzie weselne wianki,
Zaplecione w lubéj dziewczyny włos złoty,
Ale cóż? wnet zwiędną przy burzliwéj dobie,
O! tyś trwalszy Lecki od wianków kochanki
Bo ciebie wplotły nabożne sieroty,
I płacząc składają na swych ojców grobie,
Tych łez jaśniejsze kropelki,,
Nad wszystkie świata perełki,
Przyćmią złość i chytrość wroga.
Tak ci zabłysną do Boga!
Kiedy te wianki zwiędną, łzy wiatry osuszą,
Lecz jak łzy Chrystusa ukrzyżowanego,
Kiedy nie ludzi to Boga poruszą!
Więc witam cię, Ludu przyjacielu cnego.

A jak pełna ironji i narodowego ognia rada:

Ucz się bracie, po niemiecku!
Ucz się dla mnie i po grecku:
Ale w naszem polskiem dziecku —
Męcząc one po niemiecku
Nie zabijaj, po zdradziecku,
Życie duszy po zbójecku.
Włożyć suknią po niemiecku,
A już nie po staroświecku —
Łatwa sztuka, po krawiecku.
Lecz nicować po niemiecku,
Polską duszę w małem dziecku,
To mi sztuka po turecku!
Kupczyć mową po kupiecku,
Mieniać ją po nowoświecku,
Nie jest to po mazowiecku.