Strona:PL J Bartoszewicz Historja literatury polskiej.djvu/702

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

znać uczonych stolicy. W Warszawie wykazała się naocznie różnica dwóch stanowisk religijnych, katolickiego i dyssydenckiego. W albumie jednego z literatów wspomniał coś Gizewiusz o matce ojczyźnie, ksiądz Mętlewicz zaraz pod nim podpisując się, zrobił uwagę, że matką jest kościół, ojczyzna tylko wiedzie do kościoła. W istocie tego jeszcze brakowało Gizewiuszowi, żeby się jeszcze ujrzał i pokochał w prawdzie narodowéj i katolickiéj. Zawiązał zacny ten człowiek korespondencje z Poznaniem, Wrocławiem, Lipskiem, Pragą i t. d. Zaczął potem pisać. Najprzód tłómaczył na niemieckie powieści Czajkowskiego, było to w celu przekonywania niemców, że polacy mają swoją literaturę: cel zaiste zabawny. Daléj w różnych pismach niemieckich bronił polaków, skarżył nawet urzędowe figury za ucisk języka, gromił nadużycia szlachty niemieckiéj w postępowaniu z chłopami polskimi. Serce jego obejmowało wtedy całą ziemię pruską. Obok polaków i mazurów znalazł swobodne chwile, wśród których poświęcał się pracy dla kraju około podniesienia narodowości litewskiéj w Prusach. Najważniejszą może pracą Gizewiusza było wydawanie przez lat kilka we Łku „Przyjaciela ludu leckiego“. Było to pierwsze perjodyczne pismo polskie w tych stronach; nie bogaciło wprawdzie literatury, ale piśmiennictwo, bo nie o wielkie, głośne sprawy w niem chodziło. Gizewiusz chciał tylko propagandy oświecenia, obudzał muzę prostaczą, narodową. Wywoływał działalność literacką wśród swojego ludu i z radością prawdziwą znajdował pomocników na swojéj drodze. Było tam w tych próbach zacnych, choć nieudatnych, dużo życia i myśli swojskiéj, obok cudownéj nieraz prostoty wyrażenia. Oto jak np. Skubich mazur, kandydat kaznodziejstwa ewangielickiego, wita pożytecznemi radami leckiego przyjaciela ludu, niby zorzę duchownego odrodzenia się mazurów pomorskich:

Niech mędrsze więc będą innych pisma inne,
Lecz twoje te słowa niech będą niewinne
Dla starców, dla dzieci jasne i zrozumne,
Niechaj brzmią zbawiennie od chaty do chaty.
Niech może są droższe obce wianki dumne,
Lecz twoje to liście przecież są rodzinne,
Swojskie, tem milsze twoje dla nas kwiaty,