Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czy w istocie czujesz jakie powołanie do klasztoru i życia zakonnego
Julia nie zrozumiała zrazu...
— Ja? ja? — spytała.
— Tak, ty, twoi najbliżsi, mówmy otwarcie, hrabina to utrzymuje. Zdaje się jej że to dostrzegła w tobie, że się z tem kryjesz...
Zamyśliła się hrabianka, rumieniec na twarz jej wystąpił, podparła bladą główkę na ręku, i dwa strumienie łez puściły się jej z oczów, wprzódy nim przemówić mogła. Nie była przywykłą do otwartej rozmowy, tylko pod naciskiem uczucia — jak w salonie przy Olesiu — wyrywały się jej słowa. Zaskoczona pytaniem, oniemiała...
St. Flour mówiła ciągle...
— Nie przestraszaj się — dodała — bądź śmiałą ze mną... mów, mów, ja potrzebuję wiedzieć... Zwolna, jakby rozważać poczęła Julia... potrzeba jej było pewnego wysiłku, aby po życiu długiem, samotnem, samej z sobą — przyjść do zwierzeń i spowiadania się ze stanu serca.
— Ja tego nie rozumiem — rzekła — ja nigdy podobnej nie miałam myśli...
— Mnie serdecznie cię żal — dodała francuzka, szukając drogi, którąby, nie uwłaczając matce, mogła córce usłużyć — twojej matce się tak zdało! zdaje! Może sądzi, że ci to da szczęście... Chce pewnie dla ciebie wszelkiego dobra, a może się mylić...
Julii twarz się zachmurzyła, potrząsła główką...
— Mama mnie nie lubi — rzekła — Emila woli — ja to wiem. Gdy mnie całuje tak czule, rano i wieczorem, czuje że to czyni dla tych co na to patrzą, nie dla mnie. Mama mnie nie lubi... nikt mnie nie lubi... dodała smutnie... chcą abym poszła do klasztoru...
Spuściła głowę.
— A ty? — zapylała francuzka.
— Ja? — odparła Julia — ja...? ja nie pójdę... Ostatnie wyrazy wymówiła stanowczo, sucho, energi-