Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w istocie stanowczo tego zażąda, niepodobna będzie sprzeciwić się jej woli.
Cały ranek upłynął na tej rozmowie, a po obiedzie opiekun odjechał, gdyż pani Wilska od dwóch dni była chorą i nie mógł oddalać się na długo.
— Ale tej drogiej Zosi — przecież nic nie jest?
Zwykle jej nerwowe cierpienia? spytała czule hrabina.
— Tak, ale się to zmięszało i zreumatyzmem, i z gastrytą, tak, że doktór nakazał największą baczność.
— Jabym pojechała ją pilnować? — wniosła hrabina nieśmiało...
— Odwiedzić — jeśli chcesz... ale się odrywać od domu i dzieci...
— No! to przyjadę jutro...
Rozmowa skończyła się. Wilski odjechał. Hrabina chodziła jak nigdy zamyślona. Ku wieczorowi wezwała do gabinetu St. Flour.
Rzadko się to trafiało i francuzka z początku trochę była niespokojną, nie poczuwała się jednak do żadnego grzechu nowego, a stare dosyć zręcznie były zamaskowane, by się ich odkrycia nieobawiała.
Hrabinę zastała w fotelu, spartą na ręku i melancholicznie zamyśloną...
— Moja droga St. Flour — poczęła — siadaj, proszę... Wiem, że jesteś szczerą przyjaciółką naszego domu, wierzę w twe serce dla nas... Wezwałam cię aby ci moje otworzyć... Mów ze mną szczerze, proszę cię. Musiałaś widzieć, poznać po mnie niepokój, który mnie trawi...
St. Flour zaczęła od zaręczeń uroczystych swego poświęcenia i miłości...
— Moja droga... obserwowałaś ty bacznie Julkę?
Francuzka oczy otwarła, nie mogła się domyśleć do czego to prowadzi...
— Ja, macierzyńską przenikliwością ją badam od dzieciństwa... Uważałaś jej bojaźliwość, upodoba-